Od Goldie do Luveita:
- Nie gniewaj się - powiedziałam smutnym głosem i popatrzyłam na Luveita smutnymi oczami. - Jak mam się nie gniewać? Goldie, co ty zrobiłaś? Ja mam szczeniaki, jestem ich ojcem! Boże, a Rose? Moja Rose. Co ona zrobi jak dowie się że... W tym momencie totalnie się wyłączyłam. Czułam się źle, byłam smutna i przybita... przybita jak paczka gwoździów (czy jak to tam człowieki mówią). Po prostu czułam się źle. Zaczęłam sobie wyobrażać naszą śmierć. Czułam się o tyle podle, że wpakowałam w to wszystko Luveita. Właśnie został ojcem i jak teraz zginiemy... biedne szczeniaki. Zwłaszcza Gold, on jest taki słodki. Przed tą całą durną wyprawą pytałam Rose, czy nie mogłabym zostać jego chrzestną. Co za durne pytanie. Pewnie i tak by mi nie pozwoliła. W końcu kto chciałby mieć za chrzestną takiego wilka jak ja. Tylko na wszystkich warczę, a teraz nie będę miała szansy nawet pokazać im, że się zmieniłam. Och, biedne szczeniaki! Przecież Rose nigdy mi nie wybaczy że zaciągnęłam Luveita na śmierć. Choć pewnie i tak się o tym nie dowie, bo zginiemy. Z natłoku tych wszystkich smutnych myśli zaczęłam płakać. Luveit przerwał swój monolog i spojrzał na mnie zdziwiony. Pewnie przyzwyczaił się już do tego, że ja nigdy nie płaczę. Och, a właśnie miałam zacząć żyć prawdziwym życiem. - Goldie, przepraszam, nie płacz, nie chciałem cię zranić. Po prostu jestem zły. Mogłem się nie godzić i wtedy nic by się nie stało. - w tych słowach przekazał mi cały swój żal, a ja poczułam się jeszcze gorzej. Podeszłam do niego i go przytuliłam. Przecież to oczywiste, że to nie jego wina. Nagle za sobą usłyszałam głośne chrząknięcie. Odwróciłam się, a za mną stał Patch. - Nie chciałbym was poganiać, ale jeśli chcecie uciec, radziłbym się pospieszyć. Odskoczyliśmy od siebie z jak oparzeni. Po co ja go w ogóle przytulałam? Chyba dałam się ponieść emocjom. Patch otworzył kraty, a my wymknęliśmy się do lasu. Biegliśmy ile sił w nogach, a w tyle za nami została osada watahy. Nagle jakiś wilk za nami zawył. Był to alfa ich watahy. Popatrzył na Patcha a potem na nas i zaczął nas gonić. Luveit pobiegł przed siebie, a ja popatrzyłam na Patcha, który po raz kolejny zaklął pod nosem. - Co teraz będzie? - spytałam niepewnie. Wiedziałam, że nie będzie mógł już wrócić do swojej watahy i choć nie byłoby to straszne, to jednak nie będzie miał gdzie się podziać. I była tam jego siostra. - Mała, o mnie się nie martw. Dam jakoś radę. Spotkajmy się tam gdzie zawsze o tej samej porze. - powiedział, a potem pocałował mnie na pożegnanie i pobiegliśmy. Wydaje mi się, że znalazł sobie kryjówkę gdzieś na terenach naszej watahy, ale nie byłam pewna, bo musiałam biec dalej, gdyż ich alfa deptał nam po piętach. Już doganiałam Luveita który mnie poganiał, kiedy wywaliłam się. (Luveit dokończ proszę) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz