Najchętniej po prostu padłabym twarzą na posłanie i spałabym z tydzień, ale chodziło o czyjeś życie. W dodatku życie szczeniąt. Biegłam lekko utykając i zataczając się ze zmęczenia. W swojej jaskini miałam bandaże i mniszka lekarskiego. Zabrałam też ze sobą moździerz i koc. Gdy wyszłam, zobaczyłam Looka, który niósł liście lipy. W kilka sekund dotarliśmy z powrotem. Szybko starłam w moździerzu liście, mniszka i dodałam trochę wyczarowanej przez siebie wody. Przyłożyłam to do rany Rose i wyczarowałam wodny okład. Z reszty mniszka lekarskiego zrobiłam eliksir i wlałam go do jej ust.
- Jak długo jest w ciąży? – spytałam cicho. Luveit, który krążył nerwowo po jaskini i się mi przyglądał, drgnął lekko. - Dopiero dzisiaj się dowiedziałem. – powiedział zrozpaczony. - Niedobrze. – mruknęłam. Teraz w każdej chwili mogła poronić, a ja nie miałam dość energii by jej pomóc! Obwiązałam ranę bandażem i ugryzłam się mocno w łapę. - Co ty…? – spytał Look. - Moja krew ma leczniczą moc. – powiedziałam. Zebrałam sporo krwi do moździerza i obwinęłam se łapę resztą bandaża, by się nie wykrwawić. Wlałam krew do jej ust i mruknęłam zaklęcie. Rose się lekko zaświeciła i zgasła. Odetchnęłam z ulga i oparłam się o ścianę. - Udało się. – oznajmiłam. – powinna wyzdrowieć. – dodałam i położyłam się. Bandaż zdążył już przesiąknąć, ale ja się tym nie przejmowałam. Oddychałam ciężko. To był bardzo wyczerpujący dzień. - Dobra robota. – powiedział Look. - Dzięki. – mruknęłam słabo. Wszystko mnie bolało. <proszę dokończ Look ;]> | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz