- Hej Szuli, jestem Zoey. – powiedziałam i znowu się uśmiechnęłam. – Nieźle wystrzeliłeś. – zarumienił się lekko, ale zaraz się opanował.
- Nic dziwnego, że się wystraszyłem, skoro obca mi wilczyca śledzi mnie. – odgryzł się. Zaśmiałam się.
- Chyba cię polubię, Szuli. A tak w ogóle, to cię nie śledziłam, tylko zbierałam rośliny na eliksiry.
- Jesteś uzdrowicielką? – spytał.
- Raczej czarodziejką i wojowniczką. – odpowiedziałam i pokazałam rośliny w lodowej torbie. W środku był ukryty sztylet, który nosiłam przy sobie od czasu wypowiedzenia wojny z Watahą Śmiercionośnych. Po prostu lubiłam mieć parę asów w rękawie. Szuli gwizdnął.
- Ładnie to tak paradować z bronią? – zapytał. Prychnęłam, ale nie złośliwie. Raczej z rozbawieniem.
- Może zamiast prawić mi kazania, pomożesz mi zebrać podwodne rośliny? Podobno jesteś niezłym magiem wody, a takiego teraz potrzebuję do towarzystwa. – powiedziałam.
<proszę dokończ Szuli!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz