Ostatnie co pamiętam, to dzieci Looka, które skakały dookoła. Unosiłam się w ciemności i nie mogłam z niej wyjść. Z czasem jednak, zaczęłam coraz wyraźniej słyszeć różne głosy.
- Tata, co jest cioci Zoey? Coś jej jest? A cioci Rose? A jej coś się stało? Tato powiedz coś! – powiedział cienki głos. To chyba Carter. Wraz ze świadomością powracał straszny ból głowy. -Nie, tylko śpią. – powiedział grubszy głos. To Look. Nagle ze straszną gwałtownością odzyskałam świadomość i „powróciłam” do swojego ciała. -Aaa... Co się stało? – jęknęłam. Ból głowy mnie dobijał, a w dodatku czułam dotkliwe kłucie w lewej łapie. Look podszedł do mnie bliżej, a szczeniaki zaczęły krzyczeć „Ciociu Zoey, ciociu Zoey, nic cie nie jest?” - Najwyraźniej zużyłaś za dużo energii na uratowanie mnie i zemdlałaś. – wyjaśnił Look. Jęknęłam głośno i próbowałam usiąść, ale mnie powstrzymał. - Musisz leżeć, odpocznij. – wyjaśnił. Opadłam bezwładnie z powrotem na legowisko i obserwowałam wszystkich z dołu. Zobaczyłam Rose leżącą niedaleko mnie i Jacoba, który ją opatrywał. - Co jej się stało? – spytałam słabo. - Zaatakował ją wilk z Watahy Śmiercionośnych. – wyjaśnił załamany Luveit. Zaraz, załamany? Hm… ciekawe. Ale nie miałam już siły na takie rozmyślania i znowu zamknęłam oczy. Zasnęłam… <proszę Look dokończ > | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz